sowie

Basket and witches czyli sposób na uratowanie polskiej koszykówki

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2014-03-18 13:35

Ostatni komentarz: …. Bardziej zwróciłabym uwagę na brudne stopy kobiety, aniżeli na brudna sierść psa.
dodany: 2022.03.30 20:12:36
przez: Diane
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:42

Ostatni komentarz: super...szkoda, że nie napisałaś jaki kościół w Wałbrzychu. PIsz dalej na na koniec roku książka. ja swoją szykuję na i półeocze...
dodany: 2021.01.18 11:09:17
przez: obba
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:21

Ostatni komentarz: Świetne...gratuluję...czas na książkę.

dodany: 2021.01.15 08:45:03
przez: adam
czytaj więcej
Data newsa: 2020-10-20 09:40

Ostatni komentarz: Mój tata też należał do ZBOWiD-u. Pełnił tam jakaś funkcję. Wspominal, że do ZBOWiD-u dla korzyści materialnych zapisują się osoby, których w tamtych czasach nie było na świecie. 😊
dodany: 2020.11.14 09:25:09
przez: Bozena
czytaj więcej
Data newsa: 2011-05-15 20:15

Ostatni komentarz: Boże, który mieszkasz w Wałbrzychu.............

Wspaniałe!!!
dodany: 2019.03.20 19:01:12
przez: Darek
czytaj więcej
Data newsa: 2016-09-13 16:01

Ostatni komentarz: Super! Bardzo miło się czyta
dodany: 2017.01.06 22:01:25
przez: Jan
czytaj więcej
Data newsa: 2013-04-05 13:18

Ostatni komentarz: Historia jedna z wielu ale prawdziwa.
Panowie w pewnym wieku szukają
gosposi i pielęgniarki.
dodany: 2015.10.02 15:09:05
przez: stokrotka
czytaj więcej
Do ostatniego ziarnka soczewicy... cz. I
2023-11-27 14:53


(opowiadanie zostało opublikowane na stronie polskiego portalu o kosmosie https://www.urania.edu.pl/fantastyka/do-ostatniego-ziarnka-soczewicy)
 


Mikołaj Kopernik prawnik, urzędnik, dyplomata, lekarz, niższy duchowny katolicki, astronom, filozof et sic porro, et cetera, jak powiedzą po wiekach, siedział w wieży zamku w Olsztynie i myślał. Nie tylko o obrotach sfer niebieskich. Jego umysł zaprzątały obroty wojsk krzyżackich, które to wojska raz były tu, raz tam. Był co prawda styczeń roku pańskiego 1521 i Kopernik wiedział, że już niedługo odbędzie się hołd pruski i po zakonie krzyżackim zostanie jeno kamień na kamieniu i zamek w Malborku, ale póki co wróg zagrażał zamkowi w Olsztynie.
Zamku należało bronić. Do krwi ostatniej. Do ostatniego ziarenka soczewicy. Do ostatniego podpłomyka. Mikołaj kazał wybudować kilka machin miotających, sprowadzić hakownice, wyprodukować na masową skalę łuki i strzały (o czym historia zapomniała). Zawodowe wojsko w ilości około stu rycerzy, pod wodzą Pawła Dołuskiego posiadało miecze, gdyby doszło do walki oko w oko, pierś w pierś...
– Przydałyby się jeszcze maźnice... - wyrwał astronoma z zamyślenia Paweł.
– Nie mamy mazi ani żadnego innego towotu. Zresztą moja koncepcja nie przewiduje podejścia wojsk krzyżackich pod same mury.... Merkury ostanie się lub wyskoczy z orbity...
– To mamy jakąś koncepcję walki? - zdziwił się dowódca wojsk profesjonalnych.
„I kto to ten Merkury? Na zamku nie ma nikogo o tym imieniu...” - chciał zapytać, ale odpuścił. Jego szef, jako prawdziwy człowiek epoki Odrodzenia, swoje dziwactwa posiadał.
– Nie wiem, czy ty masz, ale ja mam.
Zdziwił się wojskowy. Do tej pory każda koncepcja walki w zamku polegała na obronie murów zamkowych wszelkimi dostępnymi sposobami.
– Przypomnij, jaki jest stan naszego uzbrojenia....
– Cztery katapulty... dlaczego cztery? I to każda o innych wymiarach...
Kopernik westchnął:
– Zobaczysz, zobaczysz, z moich wyliczeń wynika, że muszą być cztery. Jak świata cztery strony. Dalej, co jeszcze mamy...
– Tych zamówionych siedemnastu hakownic jeszcze nie dowieźli, mamy sto osiemdziesiąt dziewięć łuków ….
– Miało być dwieście!
– Jedenaście okazało się wybrakowanych. Nie wytrzymały okresu gwarancji. Bardzo dużo strzał z żelaznymi grotami...
– Skąd mieliśmy żelazo?
– Nasi zajumali krzyżakom z Dobrego Miasta...
– I bardzo dobrze – Kopernik pochwalił działalność rycerzy – Nie będzie Niemiec wytapiał żelaza na naszej ziemi.
– Póki co to ich ziemia... - zauważył Paweł.
– W dwudziestym wieku będzie polska. Trzeba patrzeć perspektywicznie. I co tam jeszcze mamy do obrony?
– Moi ludzie mają standardowe wyposażenie rycerskie. Pełną zbroję rycerską ze stali napierśniki, napleczniki, naręczaki, nałokcice, nabiodrówki....
Kopernik gestem dłoni machając przed sobą przerwał wyliczanie:
– A na cholerę im to w walce na murach?
– Oni są przygotowani do walki konno lub pieszo na ubitej ziemi.
– To przygotuj ich do przesuwania katapult i noszenia kamieni. Niech zdejmują wszystko i przetopią to na kolejne groty do strzał. Nachojniki mogą zostawić.
– No, nachojników nie mają...
– I to błąd. Trzeba dbać o interes, żeby naród się powiększał...
– Były próby zakładania nachojników, ale się nie powiodły.
Mikołaj zdziwił się.
– A dlaczego?
– Końskie grzbiety się obcierały.
„No tak, racja, że też ja na to sam nie wpadłem” – przemknęło uczonemu przez myśl. Głośno natomiast zapytał.
– A wasze konie to gdzie są?
– W stajni na podzamczu.
– Na łąkę trzeba je wysłać, niech trawki trochę zjedzą.
Wódz zbrojnych westchnął. Ech, ci ludzie Odrodzenia.... w Średniowieczu to było normalne życie...
– Szefie, teraz jest zima, trawki ni ma.
– No tak, dopiero w XXI wieku w styczniu śniegu nie będzie.... Zastanawiam się, czy nie wybudować trebusza...
– Chyba czasu nie mamy. A poza tym to oni będą walić w mury, nie my... - powiedział Dołuski i wrócił do swoich.
Zlecił produkcję kolejnych grotów. Oby się tylko nie okazało, że grotów jest więcej niż drewnianych strzał, bo drzew w zasobach zamku było już niewiele. Co na wycięcie kolejnych powiedzą ekolodzy? Racja, nic, ich jeszcze nie ma....
Mistrz Mikołaj zszedł natomiast do swojej komnaty, zwanej pracownią, a w późniejszych wiekach gabinetem. Usiał przy kamiennym stole i spojrzał na zwoje papieru starannie rozłożone na blacie. „Wy się obracacie, oni też będą się obracać, wszystko się obraca, wszystko jest w ruchu i ktoś tym wszystkim porusza... I to się w kółko porusza. Ciągle to samo.... dzień, noc, dzień, noc....” - myślał wpatrzony w notatki, które sporządzał od lat. „Nadszedł czas próby. Nie będzie Krzyżak pluł nam na mury.”
Pracował więc Miki ( takie sobie zdrobnienie od Mikołaja, znalezione w słowniku wyrazów bliskoznacznych) jeszcze przez kilka dni. Rysował, wyliczał, mierzył. Jego przyrządy astronomiczne kwadrant, którym mierzył kątową wysokość Słońca i Księżyca nad horyzontem, triquetrum, czyli trójkąt paralaktyczny i astrolabium, który też coś tam mierzył, na niewiele mu się przydały. Pokombinował więc coś z soczewkami (nie mylić z soczewicą) i zbudował coś, co potem nazwano lunetą. Są co prawda tacy, co zaprojektowanie lunety przypisują Keplerowi, ale my Polacy swoje wiemy. I już.
Wchodził więc Mikołajek (takie zdrobnienie znalezione... w porzo, spoko, już było..) na wieżę i patrzył w dal. To samo czynił dowódca wojsk rycerskich. Lunety nie miał, ale natura wyposażyła go w świetny wzrok. Chodzili więc tak wkoło i patrzyli.
I oto pewnego ranka, kiedy mróz wisiał nad całą Warmią i można go było łapać w dłonie, wszak dawne to czasy były, Paweł dojrzał z wieży ruch daleko, daleko, daleko od zamku. Wytężył sokoli wzrok. Szli. Jechali. Nie, nie lecieli, bo jeszcze niczego do latania, oprócz skrzydeł Ikara, nie wymyślono. A skrzydła te jak wiadomo, w praktyce się nie sprawdziły i zaniechano ich produkcji.
– Szefie, szefie! Pobudka! - wrzasnął dowódca nad głową Kopernika śpiącego w łóżku z baldachimem – Krzyżacy nadciągają!
Mikołaj otworzył oczy. Przeciągnął się.
– Rozumiem. Zaraz idę na wieżę. Zaparz mi kawy. Aha, jeszcze nie znamy kawy.... Zawsze jesteśmy do tyłu. Niedługo w Imperium Osmańskim będą pić kawę. My musimy jeszcze poczekać. Podgrzej mi kobylego mleka.
Dołuski jęknął.
– Też nie mamy. Żadna kobyła się nie oźrebiła.
– Co za czasy.... Dobra, daj źródlanej wody. Z pustym żołądkiem nie pójdę na mury.
I tak Mikołaj popił, zagryzł podpłomykiem z prosa, narzucił na siebie kabat, wziął lunetę (tę polską, nie tę od Keplera) i poszedł na mury.
– O, tam są... - pokazał mu Paweł kierunek.


Pogaduchy z Kopernikiem w Olsztynie w 2008 roku


Wróć
dodaj komentarz | Komentarze: