W 2004 roku rzuciłam palenie. Serio, po dwudziestu siedmiu latach zaciągania się 30 ( słownie trzydziestoma) szlugami dziennie, rzuciłam z dnia na dzień. Dokonałam wówczas niesamowitego odkrycia: to, co mówią o szkodliwości palenia tytoniu to prawda! Drugie było nie mniej szokujące: w portmonetce forsa się rozmnożyła!
Co robić z tą nadwyżką? Jechać do Wałbrzycha! Zobaczyć Górnika na żywo!
Pojechałam pociągiem. Zamieszkałam w Domu Wczasowym „Magnolia” w Szczawnie Zdroju. Poszłam zobaczyć ukochanego Górnika.
Nieśmiało usiadłam w wałbrzyskiej hali MOSiR-u, nieśmiało wypatrywałam znajomych. Niewielu ich, zabrakło większości tych, co to znać kiedyś mnie znali... Z zazdrością patrzyłam na balkon, gdzie stali młodsi ode mnie kibice ubrani w koszulki z wyhaftowanym logo mojego Górnika, a pod nimi wisiał baner z napisem ”Biało-niebiescy”. Ach, mieć taką koszulkę, stać przy takim napisie.....
Dzięki internetowi w 2005 r. nawiązałam kontakt z kibicami spod napisu. A już w 2006 przeżyłam z młodymi swą pierwszą wielka przygodę.
Zimą 2006 r. postanowiłam ponownie ruszyć do swego Wałbrzycha. Niespodziewanie termin ferii zimowych zbiegł się z terminem meczu Górnika w Częstochowie. W sumie było to na trasie z Łomży do rodzinnego miasta, zatem postanowiłam zahaczyć o to miasto i zobaczyć swoich na „wyjeździe”. Napisałam do młodzieży, że będę w Częstochowie. I tu kolejna radocha! Młodzież do Częstochowy też przyjedzie! Właśnie organizują wyjazd na mecz i oczywiście będę mogła z nimi jechać. Będzie pielgrzymka!
I była. Prawdziwa. Zaczęło się od minus 25 stopni wieczorem. Syn wyciągnął akumulator z auta i przyniósł do domu. Na wszelki wypadek. O siódmej rano mieliśmy ruszyć w trasę i musieliśmy mieć pewność, że nasza „Tavria”, następca „Zaporożca”, zapali. Odpaliła. Syn jechał do Białegostoku, mnie zostawił w Zambrowie. Stamtąd miałam bezpośredni autobus do Częstochowy drogą krajową numer osiem. Autobus nie przyjechał. Zamroziło go w Białymstoku. Wsiadłam w taki do Warszawy. Egzemplarz z głębokiego PRL-u: siedzenia pokryte kiepską imitacją skóry, ogrzewanie zaczęło porządnie działać po ok. 80 km, a do tego na dworze wiało i sypało śniegiem, a kiepskie opony sprawiły, że jak to podczas pielgrzymki – zaczęłam się modlić.
Pod Wyszkowem stanęliśmy. Zawieja śnieżna spowodowała, iż „tir” nie mógł wdrapać się na niewielkie wzniesienie i powstał polski korek. Jak odkorkowano „ósemkę”, nie wiem. Ruszyliśmy po godzinie i do Warszawy posuwaliśmy się z zachowaniem odpowiedniej do warunków prędkości. W końcu dojechaliśmy. Miałam sporo szczęścia. Z opóźnieniem do stolicy dojechał również inny autobus, taki co zmierzał do celu przez Częstochowę. Nareszcie było ciepło i wygodnie. Na dworze też. Zatrzymaliśmy się w Piotrkowie Trybunalskim, a tam – odwilż. W Częstochowie też plusowo. Zakwaterowałam się w Domu Pielgrzyma na Jasnej Górze. Mecz był następnego dnia.
Do hali doszłam pieszo dwie godziny przed meczem. Właśnie zaczęło zamrażać miasto z Jasną Górą. O nie, starsza pani nie będzie marzła na dworze, nawet w Częstochowie!
Wchodzę do środka hali. Nikt z miejscowych nie zwraca na mnie uwagi. Zwiedzam. Tu kibel żeński, tam męski, szatnie zawodników, jakieś biuro, wejście na balkony..... Podsłuchuję rozmowy organizatorów, z których wynika, że przyjezdnych, czyli kibiców Górnika, posadzą na balkonie. Potem zdanie zmieniają. Lepiej tuż przy parkiecie. Będą pod specjalnym, lepszym nadzorem. Przyjeżdżają koszykarze Górnika. Choroba, nie znają mnie, bo i skąd? Stoję więc nadal w okolicy wejścia na halę i nie wzbudzam żadnego zainteresowania. Może to i dobrze. Moje 95 (nie będzie słownie) kilo nie rzuca się w oczy. Wreszcie widzę jakiś ruch. Ktoś podbiega, ktoś krzyczy, ktoś wzywa następnego. Potem jeszcze kolejnego. Ochrona w akcji. Spojrzenia w oczy. Napięte mięśnie. Wejście obstawione. Są! Przyjechali! Kto? Oczywiście kibice Górnika.
Podjęte przez częstochowian działania wyglądały jakby przyjechało kilka autokarów niesfornych kiboli. Tymczasem był to niewielki bus z kibicami. Grupa weszła do środka. Mnie rzucono koszulkę z okrzykiem: „Przebieraj się”. Na moment mnie zamurowało. To była TA koszulka. TA wymarzona z emblematem Górnika. Szybko włożyłam ją na siebie. Tymczasem wokół niewielkiej grupy wałbrzyszan, już wraz ze mną, skupiło się kolejnych kilku ochroniarzy. Nadszedł moment wejścia na plac gry. Otoczeni przez panów, o ile pamiętam – ubranych na czarno, wkroczyliśmy na halę. Jeden z naszych walił w bęben, dwóch machało biało-niebieskimi flagami. Reszta krzyczała: „Górnik! Górnik!”. Szłam razem z nimi i nie wierzyłam, że idę. Nie docierało do mnie wówczas, że jestem wśród swoich. W głowie kłębiło się masę myśli i pytań. Co na to moi uczniowie, gdyby wiedzieli? Pal licho ich. Co na to dorośli? Poważna nauczycielka polskiego wśród kibiców? Co ja tu właściwie robię? Jestem na meczu Górnika w Częstochowie? Moi znajomi jeżdżą do Częstochowy w innym celu. O co zapytają jak powiem, że byłam w tym mieście? O Górnika? Ha, ha, ha! Na pewno nie! Ale jaja co? Krzyknęłam kilka razy, ale ze względu na kiepski stan swego nauczycielskiego gardła, podczas meczu zachowałam ciszę. Krzykiem dopingowali naszych młodsi. Niestety, przegraliśmy 72:75.
„Wracasz oczywiście z nami?” – usłyszałam wychodząc z hali. „Tak, wracam”. Łza zakręciła mi się w oku. Konrad nie zdawał sobie sprawy, jak ważne zadał mi pytanie. Wracać, powracać...czasownik niedokonany....Tak, ja wracam do Wałbrzycha, nieustannie, ciągle wracam i będę nadal wracać. Od tamtej pory bardzo często używam tego właśnie słowa, kiedy mówię o wyjeździe do Wałbrzycha. Ja tam nie JADĘ, ja tam WRACAM. Mam do kogo, mam do czego wracać.
Po wycieczce do Częstochowy moje więzi z biało-niebieską młodzieżą Górnika zacieśniły się bardziej. Coraz odważniej pisałam komentarze na stronie klubu. I trzymałam zawsze stronę kibiców, co nie przysporzyło mi sympatii wśród np. pewnych działaczy w moim wieku. Im bardziej mnie unikali, tym bardziej czułam, że idę we właściwym kierunku. Jestem przede wszystkim kibicem.
Wiersz ukazał się w wydawnictwie pokonkursowym "Las wciska się do miasta" Wałbrzych 2023, ISBN 978-83-966684-1-7
(opowiadanie zajęło trzecie miejsce w konkursie literackim organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną Zdrojoteka w Szczawnie Zdroju „ Sen o Szczawnie” w 2023 roku)
(opowiadanie zostało opublikowane na stronie polskiego portalu o kosmosie https://www.urania.edu.pl/fantastyka/do-ostatniego-ziarnka-soczewicy)
W sumie to trzeba faceta i jego oczy podziwiać. Wokół zamku rozciągał się biały śnieg. Jedyne co była na nim widoczne, to czarne drzewa, oczywiście bez liści. Krzyżacy mieli na sobie białe płaszcze, ich konie białe narzuty, a czarne krzyże idealnie komponowały się z czarnymi drzewami. Wszystko się zlewało w jeden obraz. A jednak dzielny szef wojsk polskich ujrzał, rozróżnił i zameldował.
czytaj więcejutwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Jabłonka” i „Świt nad górami wyspowymi”).
czytaj więcej