Gabinet dyrektora klubu przypominał istne pobojowisko po wojnie stuletniej. Na stole, biurku, podłodze, a nawet parapecie przy rozrastających się paprotkach leżały puste kieliszki, butelki po wódce i napoju zdrowotnym, resztki kanapek, pizzy, hamburgerów, sałatek. Firanki ubrudzone były majonezem, chrzanem z buraczkami, musztardą i keczupem. Na dywanie widniała plama, powstała w wyniku połączenia składników widniejących wyraźnie na firankach. W powietrzu unosił się odór alkoholu i przepoconych skarpetek.
Członkowie zarządu spali i głośno chrapali. Sponsor ułożył się na wznak na kanapie. Nie miał na sobie marynarki ani butów, a prawa skarpetka była do połowy zsunięta ze stopy.
Dyrektor spał, siedząc na krześle, z nogami położonymi na stole. Garderobę miał praktycznie cała, nie licząc braku skarpetek. Buty, na prawej nodze typu „adidas”, na lewej – pantofel, przykrywały gołe stopy. Para nieustalonego koloru skarpet leżała pod stołem. Dyrektor kiwał się co prawda na wszystkie strony, ale nie spadł z krzesła.
Trener zajmował fotel pod oknem. Tym razem był bez dresów. Miał na sobie koszulkę i spodenki, typowy strój koszykarski. Na szyi wisiały mu związane sznurowadłami buty. Pochrapywał lekko, co chwilę drapiąc się w nos.
Księgowy leżał na podłodze skulony w kłębek. Pod głową miał własna marynarkę. Nie chrapał.
Na drugim fotelu, przy drzwiach, spał Twardowski. Był jedynym, którego ubranie nie zostało zdekompletowane. Nadal miał na sobie czysty garnitur i czerwony krawat. Co prawda nie chrapał, ale z ust co chwila wydobywała się ciemnoszara para.
Za oknem wstawał świt. Do gabinetu weszła sekretarka. Zatkała nos i podeszła do okna. Otworzyła je. Powiew świeżego powietrza obudził całe towarzystwo. Pierwszy otworzył oczy Twardowski. Sekretarka podbiegła do niego chwytając po drodze jedną ze szklanek. Nalała do niej wodę z butelki.
- Mistrzu, proszę woda. Najlepsza na kaca.
Twardowski drżącymi rękoma chwycił nie szklankę lecz butelkę i wypił jej zawartość do dna.
Dyrektor zdjął nogi ze stołu i rozejrzał się za skarpetkami. Powoli wstał, następnie przyjął pozycję „na czworakach”, wsunął się pod stół i podniósł ostrożnie skarpety. Usiadł i bardzo powoli zaczął je zakładać.
- Jaki dziś mamy dzień? – zapytał wkładając na prawą nogę skarpetę na lewej stronie.
- Poniedziałek – poinformowała sekretarka wyciągając z szafy pełne butelki napoju „Wicher Hali”. Odkręcała je i wrzucała musujące tabletki. Gdy rozpuściły się, podawała każdemu ze skacowanych panów butle na kaca.
Sponsor wyciągną się na kanapie.
- Siedzimy tu od soboty, czyli to już dwa dni. Jak ten czas szybko leci.
Księgowy wstał z podłogi, podniósł marynarkę, potrząsnął ją i włożył. Trener zdjął ze szyi zawiązane buty. Podjął próbę rozwiązania ich, ale na próżno. Ręce mu drżały. Wziął więc ze stołu nóż i przeciął gordyjski węzeł.
- W sekretariacie czekają dwie panie – oznajmiła sekretarka.
Wszyscy poderwali się na równe nogi i zaczęli poprawiać garderobę.
- Prosić! Prosić! To one, bohaterki wczorajszego meczu – zarządził sponsor wkładając buty.
- Przedwczorajszego – poprawił go księgowy próbując wygładzić dłonią pogniecioną marynarkę.
Neta i Boni weszły do gabinetu. Z niesmakiem spojrzały na bałagan i zaczęły oddychać ustami. Smród był bowiem nie do wytrzymania.
Dyrektor wskazał fotele.
- Proszę spocząć. Może wody? – podał swoja butelkę.
Dziewczyny odwróciły ze wstrętem głowy. Usiadły.
- W imieniu klubu i całej załogi firmy „Wicher Hali” składam serdeczne gratulacje za zdobycie tytuły Mistrza Kraju w koszykówce męskiej – wygłosił oficjalną formułkę sponsor.
Czarownice wzruszyły ramionami i spojrzały w sufit.
- Uśmiech! Uśmiech moje najlepsze czarownice! – zachęcał je do okazania radości Mistrz.
- Nie ma powodu do okazywania radości z tego powodu. Nie my wygrałyśmy ostatni mecz. Zrobili to zawodnicy – rzekła głośno i pewnie Neta.
Zamiast nich uśmiechnął się sponsor:
- Oczywiście, oczywiście. Jesteście jednak zbyt skromne.
Neta wstała:
- Powtarzam, nie brałyśmy udziału w finałowych meczach, a tym bardziej w ostatnim. Drużyna wygrała bez nas.
Tym razem uśmiechnął się dyrektor:
- Typowo kobieca kokieteria. Oj, znam ja was kobietki.
- Nie wierzycie, to nie. Wasza sprawa – dodała Beta.
W tym momencie do gabinetu wpadli Tadek i Janusz. Nie zwrócili uwagi na pobojowisko.
- Neta, Beta czy wy macie jakiś paszport, dowód osobisty czy cholera wie co? – zapytał zdenerwowany Tadek.
- Nie mamy. Księżyc jest międzynarodowy i nie potrzeba tam paszportów. A kartotekę prowadzi Mistrz.
Tadek złapał się za głowę.
- Rety, ale tu potrzeba! Na Ziemi panuje biurokracja! Do ślubu potrzebne są dokumenty, akt urodzenia, chrztu...
Słowo „chrzest” wywarło piorunujące wrażenie na Twardowskim. Momentalnie opuścił go kac. Podszedł do czarownic:
- Chrztu? Jakiego chrztu? Jaki ślub? – ryknął, aż zadrżały paprotki i ich nowe, delikatne gałązki opadły na dół.
Neta spokojnie wyjaśniła:
- To są nasi narzeczeni. Wychodzimy za mąż.
Mistrz nadal nie wierzył:
- Ale to są koszykarze! Ludzie! Mężczyźni! Faceci! Ziemianie! Czarownice wychodzą za mąż za diabłów, bo inaczej tracą czarodziejską moc!
Dziewczyny pokiwały głowami, na znak, że słowa Twardowskiego docierają do nich i wszystko jest jasne.
- Zaraz, zaraz...Twierdzicie, że nie brałyście udziału w meczu? Dlaczego?
- To chyba jasne. Beta nie jest już dziewicą.
- Tak, już jestem prawdziwą kobietą. I mogę mieć dzieci. I mogę wyjść za mąż.
Twardowski zrozumiał. Splunął za siebie trzy razy. W gabinecie zadymiło. Gdy dym opadł, wszyscy ujrzeli Mistrza w tradycyjnym stroju z epoki szlacheckiej.
- Podejdźcie do mnie! Natychmiast! To rozkaz władcy piekieł!
Dziewczyny leniwie wstały i podeszły. Władca dotknął ich piersi:
- No tak, macie bijące serca! O Lucyperze, ojcze diabłów! Im biją serca! One mają ludzi odruch!
Z kieszeni wyciągnął ostry kamień i skaleczył Netę w palec. Ta syknęła i cofnęła się. Na podłogę zaczęła kapać czerwona krew. Twardowski zawył jak wilkołak w pełnię księżyca.
- Czerwona krew! Jesteście ludźmi! To skandal! Jak mogliście do
tego dopuścić! – zwrócił się do zarządu klubu. – Trzeba było je pilnować, żeby się nie puściły!
Zarząd wzruszył obojętnie ramionami. Mistrz wściekał się nadal:
- A wam zachciało się koszykarzy! Mało to diabłów w piekle i na Księżycu. Też przystojni, wykształceni, w picipolo grać potrafią...
Odwrócił głowę w stronę sportowców:
- Panowie sportowcy jacy dumni, proszę, zgwałcili czarownice! Podam was do sądu o molestowanie seksualne!
Tadek oburzył się:
- Wypraszam sobie, nikt nikogo nie gwałcił!
Twardowski, zmęczony własnym krzykiem, usiadł na kanapie:
- Co będzie, gdy wszyscy dowiedzą się o tej aferze! Kobiety zaczną z diabłami, mężczyźni z czarownicami... - zakrył twarz i zaczął płakać – Zniknie cały diabelsko - czarodziejski świat. A ja pójdę na zasiłek dla bezrobotnych, którego jeszcze nie uchwaliłem. O duchu Lucypera, wybacz, że doprowadziłem twoje piekło do moralnej ruiny...
Wszystkim zrobiło się nagle żal potężnego władcy piekieł. Sekretarka podał mu własną chusteczkę. Neta usiadła przy nim:
- Szefie, proszę nie płakać. Nikt się o niczym nie dowie. Prosimy, pomóż nam w zawarciu małżeństwa.
Sponsor poparł prośbę:
- Nie bądź pan świnia. Bądź pan normalnym diabłem. Pomóż pan. Młodzi to i durni. Chcą ślubu, niech mają. Przyrost naturalny wzrośnie.
- Tutaj też jest niezłe piekiełko. Przyda się ktoś z diabelskim doświadczeniem – dołączył do sponsora dyrektor.
Twardowski wytarł nos i oczy. Spojrzał na wszystkich i zrezygnowanym głosem spytał:
- Nie mam wyjścia. Co trzeba zrobić?
Koszykarze zatarli dłonie. Neta ucałowała Mistrza, a Beta podskoczyła z radości i zawisła Januszowi na szyi.
- Te dokumenty by się przydały – przypomniał Tadek.
- I akt chrztu, bo chcemy w kościele – dodała Beta.
- Co to, to nie! Po moim trupie! – oburzył się Twardowski.
Sponsor próbował przekonać Mistrza:
- Panie, masz pan władzę to sfałszuj te dokumenty i po krzyku. Mamy w obiegu tyle fałszywych paszportów, dyplomów i zaświadczeń o ciężkich chorobach, że dwa mniej czy więcej to nic wielkiego. Nikt się nie kapnie.
Twardowski przecząco pokręcił głową:
- Nic z tego. Moja władza pochodzi od tych z góry. Pierwsze upadłe anioły, które założyły piekło, zawarły z nimi dżentelmeńską umowę, że nie będą się wtrącać w ich działalność, a wtedy góra zostawi piekło w spokoju. Jeśli złamię tę zasadę, piekło upadnie, tak jak kiedyś raj.
- O, to u was gorzej niż tutaj. U nas jak ktoś ma władzę i pieniądze, to nie bawi się w żadne dżentelmeńskie zasady – rzekł dyrektor.
Neta pogłaskała Mistrza po głowie:
- Szefie, ale można przecież dogadać się z tymi z góry... Oni nie są tacy źli...
Mistrz spuścił głowę:
- Do czego to doszło....Ja z prośbą do Archanioła ....- spojrzał w górę, złożył ręce w modlitewnym geście. Poruszał wargami. Rozległy się dźwięki niebiańskich dzwoneczków. Pokój wypełnił się błękitnym światłem. Zniknął polibacyjny smród, a powietrze wypełniła woń leśnych kwiatów.
Po twarzy Twardowskiego spływał pot. Trwał jednak w modlitewnej pozycji, chociaż ciężko mu było wytrzymać niebiańską atmosferę.
Po chwili w dłoniach byłych czarownic pojawiły się potrzebne dokumenty. Neta jeszcze raz ucałowała Mistrza.
- Dosyć! Dosyć! Boruta do mnie!
Z dymu wyłonił się tradycyjny brudny diabeł z widłami.
- Boruta, pakuj te horrory i komóry. Uciekamy z tego świata. Tu gorzej niż w piekle.
- Się robi. Mom tyż uciekać?
- Tyż! Mów diable normalnie, bo zaczynam się mylić! Od września idziesz do szkoły! Mam dosyć twego prymitywizmu!
- Ni ma sprawy. Wjejem stont!
Sekretarka podeszła do Twardowskiego.
- Mistrzu, ja bym chciała do piekła ....
- A poszła won mi stąd! Na piekło też trzeba zasłużyć.
Biedna, stara panna wyszła z płaczem do sekretariatu.
- Jeszcze chwileczkę Mistrzu. Kto więc zdobył to mistrzostwo? – zapytał sponsor.
Trener wyciągną wniosek:
- Wynika z tego wszystkiego, że drużyna, że moi ukochani chłopcy!
- Jeśli to prawda, to mamy znakomity zespół. Zagramy w Eurolidze! – ucieszył się dyrektor.
- Sprzedamy zawodników do NBA! – zaszalał księgowy.
- Zwiększę dotacje na klub i wyprawię młodym wesele! – obiecał sponsor.
- Odbędzie się oczywiście w klubie. Co tam w klubie – w hali sportowej – zapewnił dyrektor.
- Myślę, że uda mi się zaksięgować w wydatkach dwa duże mieszkania. I odpisać od podatku – dodał księgowy.
- A ja będę trenerem ich synów!
- A jeśli będą córki? – zapytał Tadek.
- Przerzucę się na żeńska koszykówkę. Panie Twardowski , a pan co ofiaruje młodym w ślubnym prezencie?
- Gówno, panowie, gówno – rzekł Twardowski patrząc na Borutę pakującego horrory.
- Panie, nie bądź pan taki do tyłu. Bądź pan człowiek.
Mistrz podniósł prawą rękę do góry i pokazał wszystkim ludzki, wielce wymowny gest – wystawił środkowy palec. Zostało mu to wybaczone. Wiadomo, facet przeżył szok.
Tadek poprosił go jednak o dar:
- Panie Twardowski, nigdy z Januszem nie lataliśmy na miotłach. Przelecielibyśmy się choć raz.
Mistrz obojętnie machnął ręką.
Z okna gabinetu dyrektora klubu wyleciały dwie pary narzeczonych na latających miotłach. Latały wolno nad miastem. Zaglądały ludziom do okien. Wznosiły się i opadały.
Pięcioletni chłopiec szedł właśnie z mamą do przedszkola.
- Mamo, mamo czarownice na miotłach – krzyczało dziecko wskazując palcem w górę.
Mama była innego zdania:
- Nie synku. Czarownic na miotłach nie ma. To reklama dwuosobowych samolotów odrzutowych.
Idąca obok pani potwierdziła:
- Tak, tak. Widziałam to w telewizji.
Wiersz ukazał się w wydawnictwie pokonkursowym "Las wciska się do miasta" Wałbrzych 2023, ISBN 978-83-966684-1-7
(opowiadanie zajęło trzecie miejsce w konkursie literackim organizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną Zdrojoteka w Szczawnie Zdroju „ Sen o Szczawnie” w 2023 roku)
(opowiadanie zostało opublikowane na stronie polskiego portalu o kosmosie https://www.urania.edu.pl/fantastyka/do-ostatniego-ziarnka-soczewicy)
W sumie to trzeba faceta i jego oczy podziwiać. Wokół zamku rozciągał się biały śnieg. Jedyne co była na nim widoczne, to czarne drzewa, oczywiście bez liści. Krzyżacy mieli na sobie białe płaszcze, ich konie białe narzuty, a czarne krzyże idealnie komponowały się z czarnymi drzewami. Wszystko się zlewało w jeden obraz. A jednak dzielny szef wojsk polskich ujrzał, rozróżnił i zameldował.
czytaj więcejutwór nagrodzony III nagrodą w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O złota gałązkę jabłoni” w Łososinie Dolnej w 2023 roku (w zestawie z utworami „Jabłonka” i „Świt nad górami wyspowymi”).
czytaj więcej